Za nami rok rocznicowy, rok stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Przez ostatni wiek wielu próbowało opisać te niezwykłe dni, nazwać je, wytłumaczyć. Jedni robili to lepiej, inni gorzej. Nigdy dotąd jednak nie spotkałem się z tak pięknym przedstawieniem tej dziejowej chwili jak we fragmencie opowiadania „Koń na wzgórzu” Eugeniusza Małczewskiego. Dziś chce przedstawić Wam ten niezwykły tekst i oczywiście jego autora – świadka i uczestnika odzyskanej Niepodległości.
Od Podola po Murmańsk
Eugeniusz Małczewski urodził się w 1895 roku na Podolu w okolicach Humania. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Jeszcze przed wybuchem rewolucji zaciągnął się do walki w I Korpusie Polskim w Rosji. Walczył z wojskami niemieckimi i austriackimi pod Mołodecznem, Niemirowem i Kaniowem. Po rozbrojeniu polskich korpusów nie zaprzestał walki. Na wezwanie gen. Hallera, wraz z tysiącami polskich żołnierzy, wyruszył na daleką rosyjską północ, gdzie w rejonie Archangielska i Murmańska formowały się polskie oddziały u boku interwencyjnych wojsk Ententy. Tak zaczynała się murmańska epopeja Małczewskiego. Wielokrotnie aresztowany przez bolszewików, sądzony przez sądy, skazywany na śmierć jako „wróg rewolucji” ze wszystkich opresji wychodził obronną ręką. W lipcu 1918 roku był już w Archangielsku.
Tak więc w połowie lipca dotarłem do Archangielska. I stałem nad Morzem Białym z głupią miną, nie wiedząc, co dalej robić. (List Małczewskiego z 1919 roku)
Lwy Północy
Na dalekiej północy nie było spokoju. A Polakom nie brakowało fantazji. Jeszcze zanim dotarły tam zachodnie wojska 40 osobowy polski oddziałek odbił port w Archangielsku z bolszewickich rąk i utrzymał go do przybycia Brytyjczyków. Tak rodziła się legenda Lwów Północy. Wśród nich był i Małczewski. Polacy bili się znakomicie. Podziwiali ich Alianci, szanowała miejscowa ludność, bali się ich bolszewicy. Polacy radzili sobie również w trudnych, północnych warunkach. Pobudowali chaty, razem świętowali Wigilię roku 1918. Oswoili również miejscowego niedźwiedzia, któremu nadali imię Baśka… Baśka Murmańska.
Polskie oddziały z rejonu Murmańska zostały ewakuowane do Francji w 1919 roku. Tam dołączyły do Błękitnej Armii gen. Hallera, z którą przybyły do odradzającej się Polski. Ten sam szlak przebył Malczewski i… Baśka. Mądry niedźwiedź już wkrótce salutował w Warszawie przed samym Naczelnikiem. A Małczewski walczył dalej. Wojując w wojnie z bolszewikami w 1920 roku dotarł na Podole, w swe rodzinne strony, które opuścił przed laty. Zastał tam straszne widoki. Zniszczony rodzinny dwór, zamordowanych domowników i siostrę. Nie zostało mu już wiele życia. Ranny, chory na gruźlicę zmarł w 1922 roku.
Żołnierz i poeta
Eugeniusz Małczewski był nie tylko żołnierzem i oficerem, ale także pisarzem i poetą. Mimo swego krótkiego życia zostawił po sobie wiele opowiadań, w których znakomicie przedstawił realia żołnierskiego losu, terror bolszewickiej rewolucji oraz przełomowe czasy wielkiej wojny. Jego teksty zyskały dużą popularność w II Rzeczpospolitej. W 1921 roku w prywatnym liście swe uznanie wyraził mu sam Stefan Żeromski.
Koń na wzgórzu
I tak dotarliśmy wreszcie do zbioru opowiadań „Koń na wzgórzu”. To właśnie wśród opowieści tam zawartych znaleźć można ten wspaniały fragment ukazujący odradzającą się Polskę. Słowa, w których Małczewski wyraził uczucia tysięcy polskich żołnierzy. Żołnierzy Wolności. Oto i on:
Rok mijał za rokiem. Pięćdziesiąt milionów zbrojnych mężczyzn wyrzynało się na ziemi i pod ziemią, na wodzie, pod wodą i w powietrzu. I z germańskiej pychy, zaślepionej w sobie wówczas nawet, gdy w gruzy już się waliła, z niesłychanego bohaterstwa verdunczyków, z krwawej, mrocznej, ohydnej niby pospolity dół cmentarny otchłani rosyjskiej rewolucji – wyłaniała się Polska, tak jak z nocnej wichury i zaprzepaszczonych wśród nawałnicy gwiazd wstaje różanopalca Jutrzenka. Podnosiła się z półtorawiekowej mogiły. […] Stawała się wbrew przewidywaniom mądrych i silnych, gwoli miłości głupich i doniedawna wobec świata słabych, a rosła na miarę rojeń szaleńców i ponad miarę ich marzeń najśmielszych. Po całym świecie byliśmy rozproszeni – marzące, roztęsknione dzieci Wielkiej Wdowy. I Pani nasza zaczęła nawoływać nas ku sobie, zbierać ze wszystkich opłotków, gdziekolwiek chodziliśmy luzem, ściągać ze wszystkich rozstajnych dróg, z ciernistych ścieżek krzyżowej włóczęgi. […] Strumienie wędrownych szeregów, łącząc się po swej drodze, tworzyły rzeki wojenne: dywizje, korpusy. Aż wszystko zlało się w jedno morze rogatych czapkami głów, armię narodową, w zbroją siłę wolnego państwa.
Piotr Worwa
Bibliografia:
Klecel Marek, Na wszystkich frontach niepodległości, Biuletyn IPN, nr 12/2018, s.123-137.
Tytułowa grafika: Oddział Murmański – pogrzeb żołnierza. Żołnierze zebrani przy trumnie. 1918 rok. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe